Pan od koca
Jun. 22nd, 2006 12:15 amZabawne, w czym znajdujemy pocieszenie – myślę sobie, składając na kolanach kolejny stos papierów. Stos dokumentów, wymagający jeszcze przejrzenia, leży obok. Pojedynczy motyl-posłaniec lata wokół zapalonej nad łóżkiem lampki.
Gina nie ma już od miesiąca; strasznie pusto tu bez niego, choć na co dzień przewija się w biurze mnóstwo ludzi. Wydaję rozporządzenia – i wszystko się jakoś kręci, wtłoczone od dawna w krwioobieg Seiritei. Tu nic się nigdy nie zatrzymuje, wszystko płynie wartkim, jasno ustalonym rytmem: nie ma kapitana, więc obowiązki przejmuje jego zastępca. Ogromna, rozłożona równo na trzynaście oddziałów praca sama się przecież nie zrobi.
Aż nieprawdopodobne, jak szybko wszyscy zapomnieli, nauczyli się omijać zranione miejsca i wrócili do swych normalnych zajęć. Trzech kapitanów zniknęło, a Gotei działa jakby nigdy nic, jakby wszystko było w najlepszym porządku.
Hipnoza jest dla nas wszystkich bardzo wygodną wymówką.
Sousuke był w mojej głowie, wiem to bez wątpienia – od kiedy odszedł wydaje mi się, jakby ktoś zdjął ze mnie wielki ciężar. Nie wiem, ile napsuł – lecz jeśli się zacznę nad tym zastanawiać, boję się, że zwątpię w siebie i we wszystko.
Teraz. Sousuke. Nie ma. W takim. Razie. Jestem. Tylko ja.
Motyl krąży; na jego skrzydłach skrzy się wiadomość, zapisana przez Gina parę dni temu:
„Proszę, zostań”
- Mój cały świat polega teraz na tym jednym „proszę”.