Apr. 19th, 2006

Koniec dni

Apr. 19th, 2006 08:36 pm
gokuma: (Default)
Tytuł: Koniec dni
Autor: Gokuma
Rating: PG-13
Ostrzeżenia: deathfic, ale... A zresztą, sami zobaczcie ;)


…To światełko, przy którym wszak nie można ni czytać

Ni pisać listów miłosnych; ale także spać -
To światełko niezależne od nocy czy dnia –

(…)

Nie robaczek świętojański, błędny ognik czy
Jakieś słońce niewyraźnie świecące zza mgły…


Koniec dni


W jego domu nikt się nie uśmiechał. A przynajmniej na pewno nie od chwili, gdy zniknął Isae. Isae wyszedł pewnego ranka z domu i już do niego nie powrócił. Podobno żołnierze Szarego Daimyo złapali go, gdy usiłował wykraść coś z wojskowej kuchni. W wiosce nie było już nic. Wszystkie zapasy, wszystkie zbiory – wszystko, co dawało się zjeść lub sprzedać, zagarnęły oddziały armii. O przeciwniku – wojskach Błękitnego Daimyo – nie wiedziano na razie nic. Armia Szarych rozpanoszyła się na pobliskich polach jak smok, który znalazł dogodne leże. Żołnierze, nudząc się oczekiwaniem, bez przerwy wymykali się do okolicznych wiosek, budząc postrach wśród mieszkańców.
Isae miał siedemnaście lat i świetnie wyglądał w swoich Szarościach. Dzień, w którym pierwszy raz włożył mundur, był jednym z najradośniejszych w ich domu. Mała Kagami dotykała lśniących guzików z nabożnym niemal szacunkiem. Matka promieniała dumą, że ma tak przystojnego syna.
Przyglądał się wtedy bratu z daleka i myślał, że nigdy nie będzie do niego podobny. Miał pięć lat, ale i tak był zbyt drobny i szczupły i słabszy od wszystkich dzieci w jego wieku. Gdy szedł z Isae, trzymając za połę jego kurtki, trudno było naprawdę uwierzyć, że patrzy się na dwóch braci. Niektórzy po cichu mówili, że być może oni dwaj mają różnych ojców, albo też – że ktoś rzucił na ich rodzinę zły urok. Isae i Kagami podobni byli do mamy; on przy nich wyglądał jak znajda, jak podrzutek.
W bajkach, które opowiadała siostra, wszyscy książęta rycerze podobni byli zawsze do Isae. Słudzy i parobkowie otrzymywali natomiast jego twarz, jego żółte, podobne do słomy włosy i wiecznie wystraszone spojrzenie. Słuchając opowieść, godził się na ten stan rzeczy pokornie, po cichu przyznając Kagami rację. Isae, odkąd zabrakło ojca, był najważniejszy w domu i to jemu należała się rola księcia. Jego brat, który zawsze przegrywał w walce na drewniane miecze, nie nadawał się na nikogo prócz parobka.
Ale teraz Isae nie było i w domu zaległa cisza. Kagami przestała opowiadać swoje bajki; niekiedy zaczynała układać jakąś historyjkę, by w chwilę potem urwać ją w pół słowa. Z twarzy matki znikła zupełnie radość. Co dzień wydawała się smutniejsza, nic i nikt nie był w stanie jej rozbawić. Wieczorami i przed świtem wymykała się z domu, zagarniając przedtem wpółśpiące dzieci do schowka w piwnicy – tak, by nikt prócz niej nie mógł ich odnaleźć.
Nocami ciągle słyszeli śpiewy i krzyki. Te pierwsze należały do żołnierzy, którzy przychodzili do wioski na późny „patrol”. Krzyki natomiast rozlegały się coraz bliżej i bliżej – a mama i Kagami bały się zasnąć. On sam, przytulony w nocy do siostry, spał płytkim, niespokojnym snem. Bardzo często się budził; całe dni potem miał niewyspane, podkrążone oczy.

Mama nie spała chyba w ogóle.

Któregoś ranka obudził się, potrząsany mocno przez siostrę. Mamy nie było. Przez cały dzień siedzieli przy oknie, czekając na jej powrót. Nikt nawet do nich nie zajrzał. Długie godziny wyglądali przez szpary w zabitych od dawna okiennicach, ale żaden człowiek nie pojawił się na ich uliczce.
Wieczorem razem z Kagami wyszedł z domu. Z lękiem przemierzali ciemne zaułki, trzymając się za ręce. Nikt nie otworzył, słysząc ich wołanie, nikt nie zapalił nawet światła. Wiele domów stało zupełnie pustych. Z oddali dobiegały odgłosy kolejnej żołnierskiej burdy.
Gdy weszli na zalany światłem plac, blask bijący od ogniska poraził ich oczy. Niemal natychmiast z grupki podsycającej płomienie odłączyło się paru żołnierzy, który ruszyli w ich stronę. Nie mieli na sobie szarych mundurów. To byli Błękitni.
Kagami krzyknęła i chwyciła go za rękę, zrywając się do ucieczki. Wbiegli w labirynt uliczek, wśród których nie widać było nawet najmniejszej lampki. Pogoń zbliżała się coraz bardziej. Kagami ukryła go za załomem muru i sama pobiegła dalej. Błękitni ruszyli za nią. Jakiś czas później rozległ się okropny, pełen bólu krzyk.
Chłopiec siedział przytulony do muru, drżąc na całym ciele. Bał się cokolwiek zrobić. Minęło wiele godzin, nim zdołał się wreszcie odlepić od chłodnej ściany. Szedł potem długo, nie wiedząc właściwie, gdzie się znajduje. Niebo zaczęło już szarzeć, gdy wpadł na odzianą w mundur postać.
Mężczyzna był pijany i chętny do zwady. Na widok chłopca podniósł porzuconą podczas pijatyki szablę i mamrocząc przekleństwa, ruszył w jego stronę. Malec stał bez ruchu, sparaliżowany ogromnym lękiem. W chwilę potem ujrzał nad sobą błysk lśniącej w świetle lampionu szpady.

Potężny ból rozdarł jego ciało i otoczył głowę ciemnością.

Gdy otworzył oczy, stał na ogromnym, słonecznym polu, na którym tłoczyły się tłumy ludzi, Ktoś wepchnął u w dłoń jakąś kartkę i kazał iść dalej. Ale chłopiec nie miał już na to siły.
Rozpłakał się głośno pośród tłumu ludzi i usiadł na ziemi, ukrywając twarz w małych dłoniach. Co chwila ktoś potrącał go niechcący. Czerwona pręga, biegnąca od nasady szyi, płonęła żywym ogniem. Zaniósł się rozpaczliwym łkaniem, kaszląc i krztusząc się własnymi łzami.
Nagle struga ludzi rozdzieliła się na dwie części; w środku pojawiła się biała postać. Chłopiec nadal chlipał, trąc oczy małymi piąstkami, gdy niespodziewanie usłyszał nad sobą głos:
- Heeeej, nie płacz już, mały. Wszystko będzie dobrze.
Przestał na chwilę płakać i zadarł głowę. Stał nad nim młody, jasnowłosy mężczyzna, ubrany niemal wyłącznie w biele. Uśmiech rozświetlał całą jego twarz; głos dźwięczał łagodnym rozbawieniem. Chłopiec wstał – i nagle z całej siły wczepił się w biały płaszcz, nie zamierzając za skarby świata go puścić.
Po chwili dało się słyszeć inne głosy:
- …Przepraszamy, kapitanie Ichimaru. To się już nie powtórzy.
- Nic nie szkodzi – usłyszał malec. Delikatne dłonie odczepiły go od poł płaszcza i uniosły do góry. Poczuł, że ktoś ociera mu z twarzy ślady łez.
- Nie jest tu tak źle, zobaczysz – usłyszał ponownie łagodny głos mężczyzny, który przytulił go i kołysał delikatnie. – Tu jest naprawdę dużo pięknych rzeczy. Chcesz, to pokażę ci trochę. I widzisz? – nic już nie boli.
Chłopiec spojrzał po sobie z niedowierzaniem: zobaczył jak coś, podobnego do półprzejrzystej mgiełki, dotyka jego rany. Mężczyzna nakrył ją wolną dłonią, jak ktoś, kto próbuje złapać świetlika i powiedział parę słów do stojącej obok osoby. Po ciele chłopca rozszedł się przyjemny chłód i palący ból ustąpił.
Skinął głową, a jasnowłosy mężczyzna uśmiechnął się jeszcze bardziej. Jego głos zniżył się do cichego, porozumiewawczego szeptu:
- …Więc teraz możemy już pójść razem. Co o tym sądzisz, mały? A właściwie – jak ty się nazywasz?
Powiedział coś bardzo cichutko. Mężczyzna mrugnął i trzymając go nadal na rękach, zaczął iść między rozstępującym się tłumem. Chłopiec nie chciał podnosić głowy. Wczepiony jak mała małpka w płaszcz mężczyzny, słuchał uspokajającego szeptu:
- …Pójdziemy razem, Kira.


…światełko takie ciche jak cichy ten głos
Który każdy z nas wciąż słyszy, wzywający go



Cytaty pojawiające się na początku i końcu wiersza to fragment wiersza Rafała Wojaczka – Światełko”.

Profile

gokuma: (Default)
gokuma

October 2022

S M T W T F S
      1
2345678
9 101112131415
16171819202122
23242526272829
3031     

Most Popular Tags

Page Summary

Style Credit

Expand Cut Tags

No cut tags
Page generated Jul. 5th, 2025 05:39 am
Powered by Dreamwidth Studios