gokuma: (kot i elf)
[personal profile] gokuma
...Nie wiem, czemu postowanie tego idzie mi tak mozolnie. Ale trwa XD

Może dla porządku (bo poprzedni chapter był już dość dawno) przypomnę oznaczenia fika:

Tytuł: Rokuro
Autor: Gokuma
Pairing: Ogata/Sai, (trochę) Ogata/Hikaru i wykluwające się w tym rozdziale Hikaru/Kaga
Rating: PG/PG-13
Dedykacja: dla [profile] bosska_ak, dzięki której zaczęłam wyciągać z różnych folderów rzeczy czekające na opublikowanie już od dawna :)
Uwagi: w tym rozdziale zaczynają się znowu pojawiać postacie z początkowych rozdziałów mangi. Najważniejszą będzie ten pan (Tetsuo Kaga). Inni: Kimihiro Tsutsui, Yuki Mitani (rudzielec), Akari Fujisaka. Przypominam, że akcja fika dzieje się jakieś pięć lat po zakończeniu całej serii (łącznie z epilogiem). Hikaru ma 21 lat.


Obudzili się na dźwięk telefonu. Hikaru rozejrzał się nieprzytomnie; wreszcie dostrzegł mrugającą i dzwoniącą wytrwale słuchawkę:
- Shindou Hikaru – odezwał się w końcu, próbując sobie szybko przypomnieć, czy nie miał dzisiaj przypadkiem czegoś zrobić. Z tego, co pamiętał - nie, ale głos po drugiej stronie („Tu Kagoshima, Instytut”) wydawał się bardzo zaaferowany.
- Ale o co chodzi? – zapytał po chwili, przerywając nerwowe przeprosiny za obudzenie o tak wczesnej porze. Rzeczywiście, była dopiero szósta rano. Na pewno nie miał nic do zrobienia tak wcześnie.
„Kagoshima, Instytut” zacukał się na moment, po czym przeszedł do rzeczy:
- Dzisiaj są eliminacje do Ligi Amatorów. Za dwie godziny.
- Tak, i…?
- Saeki-san, który miał trzecim sędzią, utknął na lotnisku w Sapporo. Nie ma mowy, żeby zdążył na czas.
- Więc..?
- Musimy znaleźć kogoś na jego zastępstwo. Kogoś powyżej drugiego dana. Przyjedzie pan?
Hikaru zerknął na przyczepiony do ściany rozkład kolejki:
- …Tak. Mogę spóźnić się jakieś dziesięć minut.
„Kagoshima, Instytut” odetchnął z wyraźną ulgą:
- Będziemy na pana czekać.- Hikaru usłyszał stuk odkładanej słuchawki. Podniósł oczy i spojrzał na Saia, który, zupełnie już wybudzony, stał przy drzwiach wejściowych:
- Hikaru, pośpiesz się! Musimy zdążyć!

       Dwadzieścia minut później Shindou stał już w wagoniku kolejki, przyciśnięty mocno do jednego z okien. O tej porze kolejką jeździło mnóstwo ludzi, spieszących na rano do pracy. Hikaru nie mógł podnieść dłoni, żeby poprawić przekrzywiony nieco krawat. Sai zniknął na czas przejazdu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w okropnym tłoku.
„Takiemu to dobrze” pomyślał cierpko Hikaru i wciągnął mocniej powietrze, gdy pociąg przystanął i do wagonu zaczęła wciskać się kolejna grupka pasażerów. „Rozumiem już, czemu Waya zdobył tak szybko licencję organizatora konkursów. Mieszka jeszcze dalej od Instytutu” – Waya już od przeszło pół roku nie poruszał się po mieście inaczej jak swoim nowym autem. Samochód Yoshitaki nie był ani w połowie tak imponujący, jak corvette Ogaty; prawdę mówiąc, nie był w ogóle imponujący, ale posiadał podstawową zaletę: istniał; Hikaru natomiast miał w tej chwili dość bolesny dowód o wyższości transportu samochodowego nad jakimkolwiek innym, kolejowym zwłaszcza. I przeklinał po cichu (obserwując migający na czerwono wyświetlacz trasy) to, że nie zdecydował się pójść na ten kurs razem z Yoshitaką. Licencja organizatora pozwalała początkującym graczom profesjonalnym na zarobienie dodatkowych pieniędzy, bardziej pewnych niż nagrody w konkursach Go i pensji za sędziowanie. Sędziami zostawali zresztą prawie zawsze gracze powyżej trzeciego dana, dzisiejszy telefon z Instytutu był zupełnym wyjątkiem.
„Ciekawe, czy zadzwonili wcześniej do Touyi” – zastanowił się Hikaru, po czym zaczął przepychać się w stronę wyjścia, ponieważ – nareszcie, nareszcie – zbliżała się jego stacja.
     Gdy wysiadł, dołączył do niego Sai, uśmiechnięty i ożywiony, przestępujący z nogi na nogę z niecierpliwości i poganiający Hikaru w stronę wyjścia. Chłopak w pierwszej chwili spojrzał na niego wilkiem, ale potem uśmiechnął się również: entuzjazm Saia był jak zwykle  bardzo zaraźliwy. Po chwili zaterkotał telefon; Hikaru odebrał go, domyślając się, kogo usłyszy:
- Będę za dziesięć minut – obwieścił, zanim „Kagoshima, Instytut” zdążył wyrazić swoje zaniepokojenie.

        Za kwadrans ósma dotarł do średniej auli Instytutu. W drzwiach powitał go szczupły, drobny mężczyzna ze znaczkiem organizatora:
- Shindou-kun? – upewnił się i odetchnął z wyraźną ulgą. – Uczestnicy już są zarejestrowani. Wchodźmy jak najprędzej.
Pospiesznie przeszli do dużego, pustego jeszcze pomieszczenia. Plansze goban były już rozstawione; wszędzie też były już na miejscach pojemniki z kamieniami i zegary.
- Wszystko przygotowaliśmy wczoraj – powiedział „Kagoshima, Instytut” i wytarł chusteczką pot z czoła. – Mieliśmy wszystko zapięte na ostatni guzik. I dopiero o czwartej nad ranem Saeki-san zadzwonił do mnie i powiedział, że jego samolot musiał zawrócić do Sapporo. Coś nie tak z silnikiem – dodał, widząc pytające spojrzenie Hikaru. – Turniej ma reguły standardowe. Zaraz wszystko wytłumaczę.
       Po pięciu minutach Shindou wiedział już wszystko; a przynajmniej usłyszał wszystko, bo pracownik Instytutu przemawiał z prędkością radiowca.
- Pamiętasz wszystko, Sai? – spytał chłopak ducha. Shuusaku skinął głową:
- Oczywiście.
        Za pięć ósma do sali zaczęli wchodzić uczestnicy zawodów. Hikaru zajął swoje miejsce – pierwsze od prawej, odsuwając dyskretnie jedno z dodatkowych krzeseł. To był jeden z małych trików, czy też grzeczności, które przywykł robić dla Saia – starał się zawsze, by duch mógł zająć miejsce obok niego. Czasem, dla pewności, zawieszał na dodatkowym krześle marynarkę. Ludzie z reguły bezbłędnie reagowali na ten rodzaj „zaznaczania terenu” i omijali to miejsce, jakby było zaczarowane.
W międzyczasie zjawili się inni sędziowie – Murasaki, posiadacz szóstego dana i Uesugi, której rangi Hikaru nie pamiętał, ale którą kojarzył z tableau absolwentów insei. „Absolwentów” – co oznaczało, że podobnie jak on sam skończyła program insei, zdając egzamin na gracza profesjonalnego. Jedna z trzech na swoim roku. Takich jak ona nie było zbyt wiele.
Turniej przebiegł bez większych problemów. „Sędziowanie” w przypadku Hikaru polegało na przechadzaniu się między stolikami graczy i sprawdzaniu, czy nie ma jakichś problemów. Największym, jak się okazało, był wadliwy zegar; poza tym nie zdarzyło się nic nieprzewidzianego.

       Po sześciu godzinach dotarli do ćwierćfinałów. Gdy w sali zostało już tylko szesnastu graczy, Sai szturchnął Hikaru wachlarzem:
- Hikaru, czy my go nie znamy? – zapytał, wskazując na jednego z zawodników. Shindou przyjrzał się uważnie: faktycznie, w wysokim, ciemnowłosym mężczyźnie było coś znajomego. Gdy gry się rozpoczęły, Hikaru spojrzał na przyniesione moment wcześniej kartki z nazwiskami:
- „Ryo Natsume” – przeczytał i klepnął się w czoło. Shuusaku zajrzał mu przez ramię:
- Natsume-kun? – zapytał. – Ten, który zapisał się do klubu Go, gdy byłeś jeszcze w Haze?
- Ten sam – przytaknął z pewnym zdziwieniem Hikaru. – Pójdziesz zobaczyć, jak gra?
Sai skinął głową i ruszył w głąb sali, wlokąc za sobą długi „tren” swojej białej szaty.
Po kilkunastu minutach wrócił, wyraźnie ucieszony:
- Idzie mu całkiem dobrze, Hikaru. Powinien wygrać tę rundę.

      Dwie godziny potem było już po wszystkim; Natsume, zgodnie z przepowiednią Saia, przeszedł do półfinału. Dalsze eliminacje miały odbyć się jutro. „Kagoshima, Instytut” z wyraźną ulgą w głosie obwieścił zakończenie dnia mistrzostw.
- Saeki-san doleciał już do Tokio. Jutro będzie mógł już uczestniczyć w turnieju.
- Czyli jutro nie będę już potrzebny? – upewnił się Hikaru, zdejmując z drugiego krzesła swoją marynarkę. Sai zrobił rozczarowaną minę.
- Nie; ale może pan przyjść jako obserwator.
Hikaru odkłonił się Kagoshimie i poszedł szukać Natsume. Chłopak zdejmował właśnie kapcie przy wejściu na aulę:
- Shindou! – ucieszył się na widok Hikaru. – Nie sądziłem, że cię tutaj spotkam.
- Ja też nie – uśmiechnął się Shindou. Sai stuknął wachlarzem, wyraźnie zaaferowany. – Ciągle grasz w Go? – zapytał, zupełnie zresztą niepotrzebnie.
Czarnowłosy chłopak skinął głową:
- Od czasów Haze. Pracuję blisko, więc nawet od czasu do czasu tam zaglądam. Kaneko-san prowadzi teraz nasz klub.
- Ta od siatkówki?
- Całkiem dobrze sobie radzi. Mamy już ponad trzydziestu członków.
- Trzydziestu? – zdumiał się Hikaru. – Za naszych czasów ciężko było o pięciu.
- Najwyraźniej ma lepsze sposoby na werbowanie nowych graczy niż zaciąganie ich do klubu siłą.
- Wcale bym się nie założył – wzdrygnął się Hikaru, przypominając sobie budzącą lekki przestrach w pozostałych uczestnikach klubu dziewczynę. Sai zachichotał i zasłonił twarz rękawem.
- …W każdym razie w zeszłym roku pobiliśmy w Go szkołę Kaiou – dokończył Ryo tryumfalnie. – A właśnie! – przypomniał sobie coś nagle i zaczął przeszukiwać dużą, skórzaną torbę. Po chwili wydobył z niej złożoną równo ulotkę. – Za dwa tygodnie w Haze odbędzie się festyn. Klub Go będzie miał swoje stanowisko. Może zjawiłbyś się tam, Shindou-kun?
Hikaru spojrzał sceptycznie na wręczoną mu właśnie kartkę.
- …Wiem, że Kaneko-san zaprosiła wszystkich dawnych uczestników klubu.  – ciągnął Natsume, najwidoczniej zapalając się do tego pomysłu. – Będzie Tsutsui, Akari…
- To znaczy… - zaczął Hikaru. Przed oczami stanął mu gęsto zapełniony plan zajęć na następne tygodnie. – …Z chęcią bym się wybrał, ale…
- Zgódź się, żółwiu jeden! – zawołał głośno Sai i spojrzał na Hikaru z wyraźnym rozdrażnieniem.
- „Żołwiu”? Dlaczego „żółwiu”? – zdumiał się Hikaru, nie rozumiejąc, dlaczego został porównany do gada.
- Bo żyjesz jak w skorupie! Jak nie musisz, nie wystawiasz nosa z mieszkania!  - Sai zamachał rękami, rozeźlony. Natsume stał tuż przed nim, zupełnie nieświadom toczącej się w jego obecności kłótni.
- Ehm… Dobrze, przyjdę – zgodził się w końcu Hikaru. Duch rozpromienił się i pokazał znak „victory!”

      - …Wcale nie przypominam żółwia – mówił tego samego dnia Shindou, relacjonując Ogacie wcześniejszą rozmowę.
- Pewnie, że nie – starszy gracz uśmiechnął się lekko. – Bardziej kraba.
- Hm?
- Takiego kraba, co ciągle wraca do swojej muszli. Bardzo sympatyczne stworzonko.
- …Pan też, Ogata-sensei? – westchnął zrezygnowany Hikaru. Sai siedział obok, głaszcząc łażącego w tę i z powrotem widmowego żółwika.
- Idź na ten festyn, Shindou. Może wcale nie będzie tak najgorzej.
    
     
      I rzeczywiście: nie było najgorzej; szczerze powiedziawszy, było całkiem nieźle, choć na początku Hikaru usiłował zepsuć sobie zabawę, co chwila spoglądając na zegarek. Przestał dopiero, gdy dostrzegł na ramieniu Saia kraba, wpatrującego się w niego oskarżycielsko. Sai ostatnio zdecydowanie poszerzył gamę swych duchowych manifestacji.
Był letni, przyjemny dzień, chłodniejszy po nocnej ulewie. Na chodnikach powoli dosychały kałuże; trawniki wokół Haze wciąż były wilgotne od deszczu. Hikaru dotarł do budynków swojej dawnej szkoły koło dziesiątej. Teren festynu stopniowo napełniał się ludźmi.
Wszystko było mu tu doskonale znane; no, może wydawało się nieco mniejsze niż kiedyś. Górnej części bramy wejściowej mógł teraz spokojnie dotknąć dłonią; szkolny park, który dawniej był dla Hikaru prawie lasem, dzisiaj również zdawał się o wiele bardziej niepozorny.
      Festyn odbywał się na głównym dziedzińcu i boisku szkoły; poza tym jednak jego zwiastuny widać było wszędzie; po drodze w wielu miejscach przymocowano transparenty i chorągiewki z symbolem Haze. Jedną z takich chorągiewek ktoś podał też zaraz Hikaru, który zatknął ją w bocznej kieszeni plecaka i pomaszerował dalej, w poszukiwaniu stanowisk szkolnych kół zainteresowań.
Dość szybko znalazł to, czego szukał: klub Go rozlokował się w miejscu odizolowanym nieco od reszty festynu; drogę do stanowiska znaczyły małe, przyczepione do drzew i ścian znaczki. Kaneko kazała rozstawić stoły z planszami do Go w załomie między głównym budynkiem szkoły a salą gimnastyczną. Była tu już spora grupka ludzi; miejsce, w którym znajdowało się stanowisko, chroniło skupionych na swych rozgrywkach graczy od dobiegającego z boiska gwaru.
Ale nie od samych graczy:
- Shindou! – zawołał głośno Natsume i siedzący przy goban ludzie popodnosili głowy. Stojąca przy chłopaku Kaneko – Hikaru poznał ją od razu – spojrzała na Ryo groźnie. Ten speszył się na moment, ale zaraz potem zaczął machać do Shindou, który podszedł zaraz do dawnych znajomych.
- Z Natsume się już przywitaliśmy. Czołem, Shindou! – powiedziała szefowa klubu i wyciągnęła do Hikaru rękę. Żadna z jego znajomych nie witała się w ten sposób. Ale Kaneko była wyjątkiem wyjątków:
- Ehm… Czołem. Widzę, że nasz klub się rozrósł.
- Mamy czterdziestu jeden stałych członków. I kilkunastu, którzy przychodzą od czasu do czasu – oświadczyła Kaneko dumnie i zadowolonym wzrokiem ogarnęła swoje, rozstawione teraz na trawie, królestwo. – Zostałam w Haze; uczę WF-u. Ale Go też jest ciekawe.
- Pewnie, że tak! – zgodził się Hikaru z entuzjazmem, czując się wreszcie na bardziej znanym gruncie.
- To jest Shindou 3. dan – poinformował Natsume kilkunastu graczy, którzy przypatrywali się scenie z coraz większym zaciekawieniem. Kilka uczennic zapiszczało z podekscytowania i pobiegło w stronę laboratorium.
- …Po torby – wyjaśniła Kaneko, patrząc za swymi podopiecznymi pobłażliwie. – Zdaje się, Shindou-kun, że czeka cię dawanie autografów.
- I sesja zdjęciowa – rozległ się znajomy głos. Hikaru odwrócił się z uśmiechem:
- Mitani! Cieszę się, że jesteś!

       Zegarek został zapomniany na dobrych parę godzin. Hikaru, który planował z początku zostać najwyżej do dwunastej, nie spojrzał na niego ani razu, wciągnięty na nowo w żywioł Haze. Faktycznie rozdał kilkanaście autografów: nie tylko uczniom, ale i rodzicom niektórych graczy, zainteresowanym nieco bardziej Go. Paru z nich wdało się z Hikaru w dłuższą rozmowę; jeden zagadnął go nawet o nowiny na temat pojedynku Kuwabary.
      I oczywiście mecze. Hikaru rozgrywał ich na co dzień tyle, że zapomniał już trochę, jak to jest grać towarzysko, dla zabawy. Owszem, z Ogatą grali czasem w „leniwe Go” – jak to nazywali – kiedy byli obaj zmęczeni, albo mieli zajęte myśli czym innym. Takie gry również były na pewien sposób przyjemne. Brakowało w nich elementu rywalizacji; polegały przede wszystkim na stopniowym rozwijaniu przeciwnych formacji. Czasem porzucali grę w środku, zaczynając rozmawiać o czym innym, czasem zatrzymywali się nad jakimś ruchem i wymyślali mnóstwo innych kombinacji, alternatywnych sposobów poprowadzenia tej rozgrywki. „Leniwe Go” zazwyczaj nie miało przegranego ani zwycięzcy. To jednak było coś innego: „leniwie” grać mogli tylko rywale o zbliżonych chociaż trochę umiejętnościach.
         Między Hikaru a graczami Haze była w tej chwili olbrzymia przepaść. Mimo to stoczył kilka ciekawych rozgrywek, ciesząc się przede wszystkim entuzjazmem młodych przeciwników. Zaczynał rozumieć troszeczkę, czym pasjonował się Sai, kiedy oglądał niekończące się serie meczy, kiedy on, Hikaru, był jeszcze nastolatkiem. To było po prostu… przyjemne – przyglądanie się rozwijającej się pasji do czegoś, co samemu lubiło się tak bardzo.
- Za kilka lat on może stać się kimś naprawdę mocnym – powiedział do Shuusaku, mając na myśli jednego z uczniów, który przegrał z nim podczas symultany zaledwie o cztery i pół moku.
- Zgadza się – przytaknął z zamyśleniem Sai. Siedzący przed nimi chłopak miał „…jeszcze zobaczysz!” wypisane w oczach. A już jego obecne zdolności potwierdzały, iż nie była to czcza groźba.
       Stopniowo zeszli się wszyscy dawni znajomi Hikaru: po Mitanim zjawili się Akari i Tsutsui. Tsutsui przyszedł na festyn z dziewczyną, którą przedstawił wszystkim, rumieniąc się ogniście, jako swoją narzeczoną. Akiko – bo tak miała na imię – ukłoniła się, przywitała ze wszystkimi, po czym poszła poszukać stoisk klubów gospodarstwa domowego – gotowania i miłośników hafciarstwa.
       I zjawił się też Kaga. Kaga, który najwyraźniej szybko znudził się przyglądaniem obecnemu klubowi shogi i przyszedł poszukać swych wrogów-przyjaciół z czasów szkolnych. Kaga wyrósł, stał się niemal taki jak Natsume, choć poza tym nie zmienił się szczególnie: wciąż miał tą samą bordową czuprynę, trochę szelmowski, a trochę lekceważący błysk w oczach; jak dawniej, ubierał się w yukatę; nadal też nosił duży, niebieski wachlarz. Zasadniczą zmianę Shindou zauważył dopiero, gdy Tetsuo podszedł do nich bliżej: zza mężczyzny wychylili się na moment dwaj identyczni, ubrani na biało-niebiesko malcy.
- To moje dwa liski – powiedział Kaga, przedstawiając zaskoczonemu nieco towarzystwu trzymających się jego płaszcza chłopców. Malcy byli podobni do siebie jak dwie krople wody, ciemnowłosi, wielkoocy i niezwykle cisi: przez cały następny kwadrans nie odezwali się ani słowem, czujnie tylko przyglądając się wszystkiemu z bezpiecznego schronienia za płaszczem ojca. Kaga nie mówił o nich właściwie więcej; zaraz natomiast pokłócił się z Tsutsuim, któremu zawsze, odkąd Hikaru pamiętał, działał na nerwy. I, również tradycyjnie, Shindou musiał ich godzić, co zresztą szybko się mu udało. W rzeczy samej, było to bardziej coś na kształt rytuału niż porządna kłótnia; stojący z boku Mitani skomentował ją tylko pobłażliwym „hmpf”. Kaga natomiast był usatysfakcjonowany: niezależnie od tego, o co się spierali, zawsze wychodził z kłótni z przekonaniem, że z Tsutsuim wygrał. Tak było i tym razem. Nikt, jak dawniej, nie zamierzał go wyprowadzać z błędu.
     Umówili się wszyscy na spotkanie wieczorem tego samego dnia: kiedy to, jak wyraził się Kaga, „pozbędą się tych szkrabów”. Ze spotkania wymówił się jedynie Mitani; Tetsuo pożegnał się ze wszystkimi z zawadiacką galanterią i odszedł, zorganizować dla malców „transport”. Idąc, wachlował się i rozmawiał przez telefon; chłopcy szli, trzymając się jego płaszcza, jak dwa maleńkie pomocnicze duchy.

      Gdy Hikaru wrócił do domu, była czwarta po południu. Tym razem uniknął po drodze dodatkowych atrakcji: o tej porze z centrum nie jechało wiele osób. W mieszkaniu było wcale znośnie; Hikaru po wejściu do środka otworzył szeroko okna i podniósł żaluzje. Potem przygotował dzbanek herbaty; nie był głodny: w czasie festynu podgryzał przyniesione przez Natsume kulki takoyaki. Zdjął marynarkę i usiadł przed komputerem: jako absolwent Haze, musiał pokazać się w czasie festynu w stroju oficjalnym. Na wieczór miał zamiar założyć coś bardziej luźnego.
Popijając herbatę, zaczął przeglądać swą pocztę; jak zwykle miał na swoim koncie mnóstwo spamu. „Kagoshima, Instytut” przesłał mu jednak również mailem podziękowanie; Hikaru wydrukował je zaraz i schował do dokumentów, mając w perspektywie ubieganie się – może nie wcale w tak odległej przyszłości – o licencję organizatora turniejów.
       Następne parę kwadransów spędził, odpisując na listy studentów. Kursanci należący do klubu Go, w którym wykładał, wysyłali mu sporo maili z prośbą o wyjaśnienie przebiegu jakiegoś meczu czy też pojedynczego ruchu. Na te pierwsze rzadko odpisywał: skomentowanie całego meczu zajmowało mnóstwo czasu, czasem, gdy robił to dla jakiegoś portalu czy pisma, poświęcał na to dwie – trzy godziny. Opis pojedynczego posunięcia trwał znacznie krócej: Hikaru z zaciekawieniem przeglądał zazwyczaj przysłane przez kursantów kifu, wiedząc, że może natrafić w nich na niebanalne formacje. Te objaśniał i umieszczał na stronie internetowej klubu.
     Gdy spojrzał znów na zegarek, było wpół do szóstej. Ze zdziwieniem skonstatował, że przez cały dzień nie pomyślał o grze z Ogatą, którą odwołali na wszelki wypadek już tydzień temu. Hikaru był wówczas lekko obrażony o „żółwia” i „kraba”, ale w trakcie tygodnia jak zwykle zaczął jak zwykle myśleć o spotkaniu z mistrzem. Był zły, że zgodził się odwołać spotkanie; teraz jednak nie przeszkadzało mu to tak bardzo, jak jeszcze dzień wcześniej. Przy okazji zdał sobie sprawę, że jest to jeden z niewielu sobotnich wieczorów, których nie spędzi ze starszym graczem. Na szczęście Sai chwilowo gdzieś zniknął i nie skomentował tej myśli w żaden głupi sposób.

      Shuusaku nie pojawił się również w swej widzialnej postaci także w czasie wieczornego spotkania. Hikaru czuł jego obecność blisko, wiedział, że może go przywołać; nie miał jednak takiej potrzeby. Aż do pierwszej w nocy bawił się w jednym z popularnych klubów, w którym stolik należało – jak słyszał – rezerwować ponad dwa tygodnie wcześniej. Najwyraźniej Kagi nie dotyczyło jednak to ograniczenie; wydawał się tu zresztą znać ze wszystkimi, zarówno, jeśli chodziło o obsługę, jak i stałych bywalców. Gdy wchodzili w szóstkę do klubu, co chwila kłaniał się komuś lub wymieniał krótkie pozdrowienia. Muzyka w „At Nite” była dość głośna, ale ich stolik stał dość daleko od sceny. Kaga czuł się tu najwyraźniej jak w domu; jego nastrój szybko udzielił się innym; oczywiście Tetsuo zaczął się po chwili droczyć z Tsutsuim, który jednak był za bardzo rozluźniony i odprężony, żeby się porządnie pokłócić.
     Rozmawiali więc o tym, czym się teraz zajmują. Akari i Natsume dalej jeszcze studiowali, Kaneko, poza pracą, brała udział w jakichś kursach. Tsutsui, zgodnie z tym, co planował od dawna, został urzędnikiem („Nudy” powiedział Kaga, ale ku swojemu rozczarowaniu nie uzyskał przewidywanej reakcji; zamówił więc wszystkim kolejnego drinka). Jego narzeczona pracowała w tej samej firmie, co on; tam się zresztą poznali. Ślub ustalony był już i obstalowany za siedem miesięcy. Hikaru mówił o tym, czym się zajmował, nie mniej niż reszta. Paru jego studentów okazało się zresztą znajomymi Kaneko i Natsume. Anegdoty na temat gier i graczy był zaś w stanie opowiadać przez parę dni bez przerwy.
     I wreszcie miał audytorium; właściwie nie pamiętał już, jak to jest mieć do kogo mówić, do kogoś innego niż Ogata i Sai, któremu tak naprawdę nie trzeba było nic opowiadać - gdyż będąc przy Hikaru cały czas, wiedział o nim i jego sprawach wszystko. Czy też prawie wszystko.
Gwiazdą wieczoru był jednak niewątpliwie Kaga: to on prowadził rozmowę, zagadywał, zachęcał do mówienia Natsume, który rzadko wypowiadał się w więcej niż jednym zdaniu. Sam Kaga opowiadał o swoim obecnym życiu znacznie mniej. Owszem, miał na podorędziu mnóstwo historii o swych bliższych i dalszych znajomych i o sobie – ponieważ, tak jak i kiedyś, lubił ukazywać się w centrum każdej opowieści. Część pytań jednak zbywał machnięciem dłoni lub też zmieniał temat – ale z tego Hikaru zdał sobie sprawę dopiero potem. Tymczasem wpatrywał się w Kagę, który w jakiś naturalny sposób ściągał na siebie uwagę innych – tonem głosu, wyglądem, szeroką gestykulacją. Z tego, co powiedział, można było wywnioskować, że nie musi i nie ma ochoty pracować. Zamierza stać się w tym roku profesjonalnym graczem w shogi. Jego bliźniacy mają po trzy i pół roku. Żona… - machnięcie dłonią, oznaczające, że temat jest mało istotny.
Hikaru nie interesowała enigmatyczna druga połówka Tetsuo, ale Kaneko i Akari nawracały do tej kwestii co jakiś czas. Mitsuko Tomoe, jak uświadomiła zebranym przy stoliku mężczyznom Akari w czasie, gdy Kaga poszedł porozmawiać z właścicielem klubu, była bardzo popularną projektantką mody. Z tego powodu nie zmieniła po ślubie nazwiska; zaliczała się też do grona lokalnych „celebrity”, z rodzaju takich, o których pisze się w kobiecych pismach.
      Kaga nie miał jednak ochoty o niej wspominać, co było widać gołym okiem. Może przeszkadzała mu sława partnerki albo to, że była bardziej znana od niego? – Hikaru nie chciał i nie zamierzał się nad tym faktem zastanawiać. Z jakiegoś powodu wizja Kagi „uwiązanego” i zaobrączkowanego niezbyt mu pasowała. Inna sprawa, że Tetsuo swym uwiązaniem nie przejmował się szczególnie, zagadując każdą co ładniejszą dziewczynę – czemu Shindou miał okazję lepiej się przyjrzeć, gdy Akari, Kaneko i Natsume poszli potańczyć. Było już późno; Tsutsui powoli się wyłączał, co spowodowane było zapewne zbyt dużą ilością małych drinków. Kaga przyuważył jakąś wartą zachodu kobietę i poszedł „wybadać teren”; zapytał oczywiście wcześniej Hikaru, czy nie ma nic przeciwko, że go zostawi. Hikaru naturalnie nie miał.
     Siedział więc przy stoliku z kieliszkiem w ręku i mimochodem obserwował odbywające się „polowanie”. Z daleka przypominało to trochę zaloty pawia rozkładającego ogon przed pawicą i nawzajem – choć Hikaru piąte przez dziesiąte kojarzył, że tylko pawie samce mają się czym pochwalić. Dziewczynie zdybanej przez Kagę w każdym razie odpowiadała najwyraźniej jego atencja – wdzięczyła się i śmiała, cały czas też poprawiała długie i ciągle wpadające do oczu włosy. Czy była warta uwagi? Ha, pewnie była, ponieważ zauważył ją Kaga – Shindou nie miał w tej kwestii specjalnego rozeznania. Więzy, którymi zobowiązany był oficjalnie Tetsuo, działały chyba nadzwyczaj słabo; z tego zaś, co Hikaru widział, Kaga mógł bez kłopotu zawrzeć dzisiaj kolejną, może krótką, ale raczej intensywną znajomość.
Gdyby tylko miał ochotę… - ponieważ najwyraźniej nie miał, gdyż po jakimś czasie skończył rozmowę; odwrócił się i dostrzegł przyglądającego się mu Hikaru. Uśmiechnął się zawadiacko i puścił perskie oko. Chwilę potem siadał już przy stoliku, rozkładając swój nieodłączny wachlarz. Kelner, którego zagadnął po drodze, przyniósł kolejne kieliszki i zabrał stare. Tsutsui oparł się głową o ścianę w sposób świadczący, że już kompletnie nic do niego nie dociera.
       Kaga rozparł się wygodnie na siedzeniu, które wcześniej zajmował on, Natsume i Kaneko – ta dwójka, wraz z Akari, bawiła się najwyraźniej dość dobrze przy scenie i nie zamierzała na razie wracać.
Tetsuo odwrócił się lekko i przez moment patrzył jeszcze na zostawioną przy barze dziewczynę:
- Niezła, co? – zapytał Hikaru, który zamrugał i skwapliwie przytaknął. Kaga przeciągnął się i sięgnął po kieliszek:
- Myślałem, że trochę więcej uwagi będziesz poświęcał Fujisace. O ile pamiętam, ty i ona byliście w Haze parą…
Shindou zaczerwienił się lekko i pokręcił głową:
- Akari i ja znaliśmy się… znamy od dzieciństwa. Mieszkaliśmy obok siebie, chodziliśmy do szkoły razem…
- …Ale nie ze sobą? – dokończył Kaga kpiąco. – Racja, to w sumie nie moja sprawa… Znalazłeś kogoś innego?
- N… nie – wyjąkał Shindou, nagle skrępowany badawczym, oceniającym spojrzeniem. – Mam stale dużo pracy i…
- Ach tak – odparł Kaga i złożył powoli wachlarz. – Ach tak.
Zapanowała cisza, która trwała i trwała niebezpiecznie. Hikaru siedział naprzeciw Kagi, sączącego wolno swojego drinka i patrzącego na Shindou w dziwnym, zamyślonym skupieniu. Hikaru czuł się trochę jak wywołany do odpowiedzi i chciał ciągnąć swoje wyjaśnienia – ale miał wrażenie, że są one głupie, po raz pierwszy zresztą. Dotąd brak czasu zdawał mu się dogodnym wytłumaczeniem, logicznym i w sumie zgodnym z prawdą. Ale jakoś… nie chciał opowiadać tego Kadze, który pracę jako taką miał za nic i który w swoje ukochane shogi grał wyłącznie dla rozrywki. I który żył inaczej niż Hikaru, który był inny niż Hikaru – tak bardzo, jak to tylko możliwe.
Gdy Kaga spojrzał w końcu na bok, Shindou poczuł, jakby ktoś zdjął z niego duży, niespodziewany ciężar.
- Miałbyś u niej szansę – powiedział po chwili Tetsuo, dopijając swojego drinka. Hikaru  nie zareagował, przyglądając się, jak czerwonowłosy mężczyzna wyławia z kieliszka ocalałą na dnie oliwkę. – Pomyśl o tym – dodał Kaga. W tym samym momencie dał się słyszeć dobiegający z oddali głos Kaneko.
- …No, idą – powiedział Tetsuo zupełnie innym, lekkim i znów beztroskim tonem. I głośno, do zbliżającej się, roześmianej i rozbawionej trójki:
- Czy ktoś wie, gdzie mieszka Tsutsui?

 
 



Date: 2009-06-27 09:51 am (UTC)
From: [identity profile] shinya-diey.livejournal.com
LOL A najlepsze z tej części są 'manifestacje duchowe' Saiego XDXD Powinien ich częściej używać ^^

Date: 2009-06-28 06:43 pm (UTC)
From: [identity profile] gokuma.livejournal.com
Wcześniej nie miał potrzeby XD Ale tak sobie pomyślałam, że skoro może stworzyć "duchowy wachlarz" (nie mówiąc o "duchowym kimonie"), to czemu nie co innego...

Date: 2009-07-01 05:44 pm (UTC)
From: [identity profile] airtnat.livejournal.com
Właśnie wyjeżdżam na trzy tygodnie na obóz goistów i miałam ambitny zamiar NIE grać w go. A tu dodajesz kolejny rozdział i co? Naszła mnie przez Ciebie ochota na granie. Co oznacza, że fik mi się podoba;) Może, kiedy wrócę będzie więcej :)

Profile

gokuma: (Default)
gokuma

October 2022

S M T W T F S
      1
2345678
9 101112131415
16171819202122
23242526272829
3031     

Most Popular Tags

Style Credit

Expand Cut Tags

No cut tags
Page generated Jun. 20th, 2025 09:30 pm
Powered by Dreamwidth Studios