Tekst, który zmienił nasze życie! (część trzecia)
Część druga skończyła się dość optymistycznie. Teraz natomiast nastąpi drastyczny zwrot akcji...
Ja: (23:58)
Kolejną falę śmiechu przerwał przerażony krzyk Cleriena, który poszedł sprawdzić, czy David przypadkiem nie utopił się w zlewie
(23:59)
(wcześniej o Clerienie nie ma w ogóle mowy, więc możliwe, że to są jacyś superludzie
jeden jest Bogiem, a drugi się umie teleportować
do łazienki XD)
Ran: (23:59)
oplułam monitor...
Ja: (00:00)
będzie czystszy XD
Jednak już po około pięciu minutach, które dla mnie zamieniły się w tryliony godzin bezlitosnego oczekiwania, gdy ciszę ulicy przeszył ostry odgłos syreny alarmowej, Marco ze Szwarzem wybiegli z ubikacji, niosąc w ramionach ciało Davida.
Ran: (00:00)
no no no, akurat monitor czyszczę regularnie XP
Ja: (00:00)
- a gdzie ty chłopie widziałeś trylion? albo chociaż bilionik marny
?
Ran: (00:01)
... co oni robili w tej ubikacji
we trójkę...
sado maso, trójkaty...
Ja: (00:01)
narkomania
Ran: (00:01)
jaki to ma rating, tak w ogóle? XD
Ja: (00:01)
antropomorfizm
jakiś ma na pewno XD
13+
Ran: (00:02)
no wiecie co
przeicez to jawne nc17 xp
Ja: (00:02)
Jego usta rozchylały się w przerażającym uśmiechu, a dłoń spadała powoli na poduszki wraz z resztą ciała.
Ran: (00:02)
no widzisz
Ja: (00:02)
- makabra! <boje sie>
Ran: (00:02)
poduszka go zjada
Ja: (00:02)
hyyyyyy
XD
(00:03)
Myśli w głowie ścigały się, niczym iskry na rozpalonym węglu i ten nieprzyjemny ucisk w żołądku…
- a mama mówiła: nie jeść koksu
Ran: (00:03)
mama pewnie mówiła jeszcze kilka rzeczy...
ale on nie słuchał
Ja: (00:03)
Na policzkach powoli materializowały się delikatne łzy, które już po chwili utonęły w burzy Jego poplątanych blond włosów. Białą poszewkę poduszki zalewało gorąco krwi, a pokój wypełnił głuchy odgłos upadającej strzykawki. Potoczyła się po ciemnej posadzce, rozbijając na zimnej ścianie.
(00:04)
- nie rzucaj strzykawek
Ran: (00:04)
... mateiralizowały się
Ja: (00:04)
bo plastik się tłucze!
Ran: (00:04)
łzy tułacze
Ja: (00:04)
i poduszka we krwi
pewnie po pożarciu
częsci Davida zostało
Ran: (00:04)
pewnie tak Oo
Ja: (00:04)
matko kochana
<boje sie>
Ran: (00:04)
horror
Ja: (00:05)
Jego oddech stawał się z sekundy na sekundę coraz słabszy, coraz bardziej płytki…
Ran: (00:05)
coraz bardziej płaski
Ja: (00:05)
widzisz, to dowodzi, że był dobrym traktorzystą
Ran: (00:05)
num
Ja: (00:06)
a teraz będzie dopiero groza:
Z otwartej, jednej z dziesiątek innych ran sączyła się powoli małą ścieżką ciemnobordowa krew, ocieplając Jego ciało. David był na najpiękniejszej z dróg... Na Drodze do Niebios.
a ja myślałam, że to u nas służba zdrowia działa kiepsko...
O__o
Ran: (00:07)
zaraz
Ja: (00:07)
nie dość, że położyli go na morderczej poduszce
to jeszcze podziabali go
Ran: (00:07)
*trawi to, co przeczytała*
Ja: (00:07)
(bo przecież miał tylko skaleczenie od igły)
Ran: (00:07)
miał dziesiątki ran, a krawił tylko z jednej....
(00:08)
aha...
i to, mam nadzieję, koniec XD
Ja: (00:09)
jeszcze nie
ale się zbliżamy
Ran: (00:09)
ałć
Ja: (00:09)
Wciąż, gdy zasypiam, czuję zimny dotyk Twoich ust; widzę Twoje ramię, które przecinała gęsta pajęczyna ran po nakłuciach strzykawki. Słyszę Twoje ostatnie „przepraszam” i bez końca zastanawiam się, jak jest Ci u góry, gdy obserwujesz nas – mnie i Marco -, stojąc pod rękę z Panem Bogiem. Dostąpiłeś Drogi, do której dąży każdy z nas.
!!!
(00:10)
dziabaj się w dworcowych kiblach, a będziesz miły Panu
Wpatrując się w nikły płomień świecy, stawiam przed sobą pytanie: dlaczego odejść musiałeś akurat Ty, żebym ja podpisał krucjatę własnego serca, przyrzekając przed światem i samym sobą wstrzemięźliwość przed narkotyzmem...? Powiedziałeś kiedyś: „Bóg zsyła swoje Anioły na ziemię, stawiając przed nimi określony cel. Każdy z nich dąży do wypełnienia go, ażeby później wrócić do Domu i wraz z Ojcem cieszyć się życiem wiecznym”. Czy tym właśnie był cel Twojej wędrówki? Nauczenie mnie asertywności, uratowanie przed sidłami nałogu…? Mój Aniele Złoty. Dlaczego Bóg chce mieć obok siebie te najwspanialsze Anioły…?
- miałam rację O___O
(00:11)
to nie był wprawdzie Bóg, ale prawie
(00:12)
Widzę, jak obserwując z góry stawiane przeze mnie litery, płaczesz deszczem za oknem.
*liryzm mnie w tym momencie zabił*
Ran: (00:12)
ja umqarłam dawno temu... już nie mam siły xD
Ja: (00:13)
Schowałem list do koperty i adresując ją: „David Marco Schmeisser, Niebo”, włożyłem do małej butelki, zakorkowałem i oddałem Bogu poprzez fale naszego ulubionego jeziora, czując na swoich biodrach dotyk Marco.
Ran: (00:13)
i jak ja mam teraz tworzyć?
Ja: (00:14)
nie wiem
moje życie w ogole nie będzie już
Ran: (00:14)
po czymś takim?
Ja: (00:14)
takie samo
Ran: (00:14)
moje też
To koniec części trzeciej. Jak teraz pisać? Jak tworzyć? Jak znaleźć swoje miejsce na świecie?
I gdzie jest nasz traktor?
Ja: (23:58)
Kolejną falę śmiechu przerwał przerażony krzyk Cleriena, który poszedł sprawdzić, czy David przypadkiem nie utopił się w zlewie
(23:59)
(wcześniej o Clerienie nie ma w ogóle mowy, więc możliwe, że to są jacyś superludzie
jeden jest Bogiem, a drugi się umie teleportować
do łazienki XD)
Ran: (23:59)
oplułam monitor...
Ja: (00:00)
będzie czystszy XD
Jednak już po około pięciu minutach, które dla mnie zamieniły się w tryliony godzin bezlitosnego oczekiwania, gdy ciszę ulicy przeszył ostry odgłos syreny alarmowej, Marco ze Szwarzem wybiegli z ubikacji, niosąc w ramionach ciało Davida.
Ran: (00:00)
no no no, akurat monitor czyszczę regularnie XP
Ja: (00:00)
- a gdzie ty chłopie widziałeś trylion? albo chociaż bilionik marny
?
Ran: (00:01)
... co oni robili w tej ubikacji
we trójkę...
sado maso, trójkaty...
Ja: (00:01)
narkomania
Ran: (00:01)
jaki to ma rating, tak w ogóle? XD
Ja: (00:01)
antropomorfizm
jakiś ma na pewno XD
13+
Ran: (00:02)
no wiecie co
przeicez to jawne nc17 xp
Ja: (00:02)
Jego usta rozchylały się w przerażającym uśmiechu, a dłoń spadała powoli na poduszki wraz z resztą ciała.
Ran: (00:02)
no widzisz
Ja: (00:02)
- makabra! <boje sie>
Ran: (00:02)
poduszka go zjada
Ja: (00:02)
hyyyyyy
XD
(00:03)
Myśli w głowie ścigały się, niczym iskry na rozpalonym węglu i ten nieprzyjemny ucisk w żołądku…
- a mama mówiła: nie jeść koksu
Ran: (00:03)
mama pewnie mówiła jeszcze kilka rzeczy...
ale on nie słuchał
Ja: (00:03)
Na policzkach powoli materializowały się delikatne łzy, które już po chwili utonęły w burzy Jego poplątanych blond włosów. Białą poszewkę poduszki zalewało gorąco krwi, a pokój wypełnił głuchy odgłos upadającej strzykawki. Potoczyła się po ciemnej posadzce, rozbijając na zimnej ścianie.
(00:04)
- nie rzucaj strzykawek
Ran: (00:04)
... mateiralizowały się
Ja: (00:04)
bo plastik się tłucze!
Ran: (00:04)
łzy tułacze
Ja: (00:04)
i poduszka we krwi
pewnie po pożarciu
częsci Davida zostało
Ran: (00:04)
pewnie tak Oo
Ja: (00:04)
matko kochana
<boje sie>
Ran: (00:04)
horror
Ja: (00:05)
Jego oddech stawał się z sekundy na sekundę coraz słabszy, coraz bardziej płytki…
Ran: (00:05)
coraz bardziej płaski
Ja: (00:05)
widzisz, to dowodzi, że był dobrym traktorzystą
Ran: (00:05)
num
Ja: (00:06)
a teraz będzie dopiero groza:
Z otwartej, jednej z dziesiątek innych ran sączyła się powoli małą ścieżką ciemnobordowa krew, ocieplając Jego ciało. David był na najpiękniejszej z dróg... Na Drodze do Niebios.
a ja myślałam, że to u nas służba zdrowia działa kiepsko...
O__o
Ran: (00:07)
zaraz
Ja: (00:07)
nie dość, że położyli go na morderczej poduszce
to jeszcze podziabali go
Ran: (00:07)
*trawi to, co przeczytała*
Ja: (00:07)
(bo przecież miał tylko skaleczenie od igły)
Ran: (00:07)
miał dziesiątki ran, a krawił tylko z jednej....
(00:08)
aha...
i to, mam nadzieję, koniec XD
Ja: (00:09)
jeszcze nie
ale się zbliżamy
Ran: (00:09)
ałć
Ja: (00:09)
Wciąż, gdy zasypiam, czuję zimny dotyk Twoich ust; widzę Twoje ramię, które przecinała gęsta pajęczyna ran po nakłuciach strzykawki. Słyszę Twoje ostatnie „przepraszam” i bez końca zastanawiam się, jak jest Ci u góry, gdy obserwujesz nas – mnie i Marco -, stojąc pod rękę z Panem Bogiem. Dostąpiłeś Drogi, do której dąży każdy z nas.
!!!
(00:10)
dziabaj się w dworcowych kiblach, a będziesz miły Panu
Wpatrując się w nikły płomień świecy, stawiam przed sobą pytanie: dlaczego odejść musiałeś akurat Ty, żebym ja podpisał krucjatę własnego serca, przyrzekając przed światem i samym sobą wstrzemięźliwość przed narkotyzmem...? Powiedziałeś kiedyś: „Bóg zsyła swoje Anioły na ziemię, stawiając przed nimi określony cel. Każdy z nich dąży do wypełnienia go, ażeby później wrócić do Domu i wraz z Ojcem cieszyć się życiem wiecznym”. Czy tym właśnie był cel Twojej wędrówki? Nauczenie mnie asertywności, uratowanie przed sidłami nałogu…? Mój Aniele Złoty. Dlaczego Bóg chce mieć obok siebie te najwspanialsze Anioły…?
- miałam rację O___O
(00:11)
to nie był wprawdzie Bóg, ale prawie
(00:12)
Widzę, jak obserwując z góry stawiane przeze mnie litery, płaczesz deszczem za oknem.
*liryzm mnie w tym momencie zabił*
Ran: (00:12)
ja umqarłam dawno temu... już nie mam siły xD
Ja: (00:13)
Schowałem list do koperty i adresując ją: „David Marco Schmeisser, Niebo”, włożyłem do małej butelki, zakorkowałem i oddałem Bogu poprzez fale naszego ulubionego jeziora, czując na swoich biodrach dotyk Marco.
Ran: (00:13)
i jak ja mam teraz tworzyć?
Ja: (00:14)
nie wiem
moje życie w ogole nie będzie już
Ran: (00:14)
po czymś takim?
Ja: (00:14)
takie samo
Ran: (00:14)
moje też
To koniec części trzeciej. Jak teraz pisać? Jak tworzyć? Jak znaleźć swoje miejsce na świecie?
I gdzie jest nasz traktor?